Usłyszała głośne westchnięcie na korytarzu.
- No nareszcie jesteś! Ile można na Ciebie czekać! - krzyknęła w przestrzeń. Stała przy kuchni, mieszając niezdarnie w garnku jedną ręką, drugą zaś zanurkowała w szafce, szukając odpowiedniej przyprawy. Miała na sobie fartuszek ze śmiesznym wzorkiem, więc gdy Jędrzej wszedł do kuchni, od razu się roześmiał.
- Aż tak jesteś głodna, że krzyczysz na mnie od wejścia? - uśmiechnął się, podchodząc do szafek i opierając się o nie dłonią. Sięgnął po widelec i zaczął wyjadać sałatkę z talerza. A ona widząc to, zdzieliła go po ręku.
- I kto tu jest głodny, co? - przez chwilę przepychała się z nim przy szafkach. W końcu Jędrzej skapitulował i usiadł przy stole, uderzając palcami o blat.
Patrzył na nią, uśmiechając się do siebie jak głupi. Po ostatnich wydarzeniach coś zaczęło się powoli zmieniać. Przeprowadził z nią jak najpoważniejszą rozmowę ze wszystkich rozmów, które ostatnio nastąpiły, ale nadal nie chciała mu powiedzieć, gdzie była i co robiła przez ostatnie trzy lata, gdzie wszyscy myśleli, iż nigdy więcej już jej nie zobaczą. Żyli złudną nadzieją, że kiedyś jednak przyjedzie. Przyjechała, ale wtedy, gdy wszyscy przestali w to wierzyć. Nadal ciężko jest przyjąć do wiadomości, że osoba, którą uważano za zaginioną, zmarłą, jednak się odnalazła, żyje. I jest względnie szczęśliwa. Jędrzej próbował jej wytłumaczyć, że jest potrzebna i nigdy nie była dla niego balastem. Po kilku godzinach się udało. Uwierzyła. Powoli zaczynała się zmieniać. Coraz częściej się uśmiechała, próbowała rozmawiać z sąsiadami, wychodziła na spacery, z których nie wracała już z płaczem. To wszystko sprawiło, że życie jej i Jędrka ulegało powolnemu procesowi stabilizacji.
- Co mi się tak przyglądasz? - zapytała z uśmiechem, stawiając przed nim talerz z parującą zupą.
- Czy to jest rosół? - zaskoczony otworzył szeroko oczy - No nie wierzę.
Rozwiązała śmieszny fartuszek, powiesiła go na krześle, usiadła obok swojego brata i założyła kilka kosmyków włosów za ucho.
- Idziesz jeszcze dzisiaj na trening? - zapytała, mieszając łyżką w zupie.
- Dzisiaj już nie - odpowiedział. - Dostaliśmy przykaz, że mamy psychicznie odpocząć przed jutrem, bo rano wyjeżdżamy.
- Zostawisz mnie tu samą na całe dwa dni - westchnęła smutno, podpierając się na dłoni.
- Poradzisz sobie - uśmiechnął się - Jesteś już dużą dziewczynką.
Zamilkli. Niecałe dwie minuty później Jędrzej zaczął domagać się drugiego dania po ciężkiej pracy.
- Czy ja wyglądam jak twoja matka? - zaśmiała się, wstając od stołu - Sam możesz sobie przynieść.
- No to co mamy na drugie? - zapytał, puszczając jej uwagę mimo uszu.
- Zaraz zobaczysz - westchnęła, spoglądając na chwilę przez okno. Na dworze było zimno, wiał wiatr, a do tego wszystkie znaki na niebie wskazywały na to, że zaraz zacznie padać.
- Jędrek? - wypowiedziała imię brata w przestrzeń. Mruknął coś pod nosem, pozwalając jej, aby mówiła dalej. - Czy wasz rozgrywający też ma dzisiaj wolne?
- Chyba nie - odparł, będąc niezwykle zainteresowany jej pytaniem - Mają z Aleksą wspólny trening indywidualny. Dlaczego pytasz?
- Tak sobie - wzruszyła ramionami i usiadła. - Smakuje Ci?
- Daj spokój, nie pamiętam kiedy ostatnio jadłem tak dobry obiad - uśmiechnął się. - Anielka, co byś powiedziała na wieczór filmowy w polowych warunkach?
- To znaczy? - zapytała, splatając dłonie.
- Koledzy Latynosi zaprosili chłopków na oglądanie filmów - wyjaśnił. - Pomyślałem, że może byś ze mną poszła? Trochę byś się rozerwała.
- Ale nie będę przeszkadzała? - spojrzała na brata, który natychmiast pokręcił głową - To może pójdę.
- Bardzo dobry wybór, siostrzyczko - roześmiał się i wrócił z utęsknieniem do swojego talerza.
*
Po prawie ,,indywidualnym" treningu w świetnym humorze wrócił do mieszkania. Wszystko wyszło mu doskonale, tak jak Aleksie. Mieli się z czego cieszyć. Wrzucił torbę do swojego pokoju i przeszedł do salonu, gdzie Facundo na małym stoliku ustawiał projektor. Obok na podłodze piętrzył się stos płyt.
- Aleksa nie przyjdzie. Coś mu wypadło - mruknął, rozsiadając się wygodnie w fotelu.
- Mariusz też dzwonił i nie da rady przyjść. Mały mu zachorował czy coś w tym stylu - westchnął, prostując się - Misternie ustawiony projektor, trzeba mieć talent.
- A mamy coś do jedzenia?
Facundo podrapał się po głowie i szybko skierował do kuchni. Słychać było jak przetrząsał wszystkie półki i szafki.
- Mamy! - odkrzyknął.
- Zamiast imprezować powinniśmy chyba odpoczywać przed jutrem - zawołał do przyjaciela, wyjmując z kieszeni dzwoniący telefon. Przeciągnął palcem po ekranie.
- Łączymy przyjemne z pożytecznym - wyjaśnił Conte, wchodząc do pokoju. Zamilkł jednak szybko i położył na szafce cały arsenał, który trzymał w ramionach. Zerknął na zegarek, który prawie wybił szesnastą. - Kto dzwonił?
- Jędrzej.
- Też nie przyjdzie? - westchnął zawiedziony - W końcu okaże się, że sami będziemy oglądać te filmy.
- Przyjdzie, ale nie sam - mruknął niewyraźnie brunet, sięgając po butelkę z wodą - Pytał czy może wziąć ze sobą siostrę.
- Nico, to miał być męski wieczór - wytłumaczył mu całą sytuację, żywo gestykulując dłońmi, jakby ruchami chciał przekazać znacznie więcej niż słowami. Dobitnie podkreślił słowo ,,męski". Pokręcił głową z politowaniem i wrócił do ustawiania salaterek z jedzeniem.
- Nie dramatyzuj - burknął pod nosem bawiąc się suwakiem bluzy - Nic się przecież nie stanie.
- Siostra Jędrzeja chyba nie jest mężczyzną z tego co słyszałem i widziałem. Nie wiem jak chcesz ją podciągnąć pod nasz ,,męski" wieczór. A założę się, że tych filmów nie będzie chciała oglądać - skinął głową w stronę małej sterty - mój drogi przyjacielu, alvaro, nie komplikuj sobie życia.
- Wcale tego nie robię - obruszył się
- Robisz. Te baby cię wykończą. - roześmiał się głośno.
- Martw się o swoją Helenę.
- Helenka moja kochana ma się dobrze. A teraz chodź, idziemy na zakupy - przywołał go dłonią do siebie, zakładając buty i kurtkę.
- Po co? - zapytał, wstając z fotela.
- Idziemy kupić trochę czekolady dla twojej panny. Musimy to zrobić, żeby nam się nie zapłakała ze strachu jak będziemy oglądać straszne filmy.
- Jaki ty jesteś tępy - warknął w stronę Facundo, wypychając go przed drzwi.
Nie mógł odmówić Jędrzejowi. Był pewny, że gdyby ktoś zadzwonił do Facundo, to on także nie byłby w stanie się nie zgodzić. Tym bardziej, że Jędrzej był dla nich bardzo miły i sam chętnie zapraszał ich do domu. Wszystkim chodziło o to, aby spędzić fajnie wieczór, a nie doszukiwać się drugiego dna w błahych sprawach. Na pewien swój odmienny sposób, w głębi ducha skakał z radości na wieść o tym, że Maćkowiakowie przyjdą razem. Po przeżyciach ostatnich tygodni wszystkim należy się odrobina rozrywki w tak zacieśnionym gronie. Wieczór zapowiadał się ciekawie, choćby dlatego, że Conte będzie dostawał spazmów, Jędrzej będzie się cieszył, że wyrwał siostrę z domu choć na chwilę, a on z szerokim uśmiechem będzie się temu wszystkiemu się przyglądał.
W trakcie powrotu do mieszkania nie ominęły go zaczepki przyjaciela i jego niezbyt zadowolona mina. Był do niej uprzedzony od początku, jakby pierwszego dnia zrobiła mu coś złego. Na nic było doszukiwanie się przyczyny niechęci przyjaciela do siostry Jędrka. Wolał nie zgłębiać tego tematu, bo wiedział, że zawiązałby się mały konflikt na linii On - Facu. Ledwo zdążył się przebrać, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Chłopaki zaczęli się powoli schodzić do mieszkania. Dzisiaj musieli zachować pełną abstynencję, gdyż niepożądanym efektem jutro byłby kac morderca, zwłaszcza przed meczem wyjazdowym. Jedzenie znikało w zastraszającym tempie, co chwila musiał donosić nowe pokłady. Coraz ciężej było pomieścić w pokoju przychodzących gości. Przytargał do salonu fotel z pokoju Facundo, gdy rozległo się natarczywe pukanie. Spojrzał ponaglająco na przyjaciela, który z głośnym westchnieniem poszedł otworzyć drzwi. Nagle usłyszał krzyk z korytarza:
- NICO!
Popchnął fotel w stronę ściany i szybkim krokiem zmierzał do miejsca zdarzenia. Facundo rozluźniony rozmawiał z środkowym, podczas gdy blondynka rozpinała guziki płaszcza. Zauważyła go. Przeczesał palcami rozwichrzone włosy i uśmiechnął się lekko.
- Cześć.
Uśmiechnęła się skrępowana i odpowiedziała cicho na powitanie. Ściągnęła buty, wyprostowała się i spojrzała na brata, który mrugnął do niej z uśmiechem. Założyła pasmo włosów za ucho i przeszła koło niego, podążając za Jędrzejem. Dopadło ją zupełne zdezorientowanie, gdy w jednym pomieszczeniu zauważyła tylu facetów, którzy prawie dwukrotnie przewyższali ją wzrostem. Spojrzała na nich z obawą, ale kilka sekund później wzięła głęboki oddech i z wymuszonym uśmiechem podchodziła do każdego z ich kolegów, podając mu rękę.
- To chyba mamy komplet - zauważył Conte, wprowadzając do pokoju ostatniego gościa. Wcisnął guzik play i zgasił światło. Ostatnim co widział, był szybki ruch blondynki, która nagle zacisnęła palce na przedramieniu brata.
Rozsiadł się wygodnie, układając głowę na oparciu fotela. Facundo jako pierwszy seans wybrał komedię, litując się nad blondynką. Chyba miał jeszcze odrobinę sumienia skoro od razu nie włączył mrożącego krew w żyłach horroru. Widać chłopakom się spodobało, bo zaczynali się śmiać, a może to był tylko efekt niskoprocentowego piwa, które przemycili do mieszkania. Po czterdziestu minutach wgapiania się w ekrano-ścianę oczy zaczęły go niemiłosiernie piec. Przetarł je palcami, śmiejąc się z wyjątkowo głupiej wypowiedzi aktora w filmie. Wciąż z błąkającym się uśmiechem na ustach, rozejrzał się po pokoju, zatrzymując się na Anieli. I wtedy błyszczące linie ich spojrzeń skrzyżowały się w najmniej spodziewanym momencie. Oboje się wzdrygnęli i szybko odwrócili wzrok. Nie spodziewał się tego. Dziwnie się na niego spojrzała, jakby z wyrzutem lub tylko mu się tak wydawało. Dlatego jeszcze raz dla pewności zawiesił na niej wzrok. I tak przez resztę filmu na zmianę spoglądali na siebie. Facundo co jakiś czas chrząkał ostrzegawczo, co doprowadzało resztę towarzystwa do szewskiej pasji.
- Facu, może chcesz syropek na kaszelek? - zapytał niezwykle zainteresowany Kłos, spoglądając na przyjmującego. Ten ponownie chrząknął i otworzył usta, by coś powiedzieć, ale nie dane mu było dokończyć, gdyż światło rozbłysło w pokoju. Wszyscy jęknęli, natychmiastowo pocierając oczy.
- Chwila przerwy - oznajmił Winiar, wstając z kanapy i rozprostowując nogi. Nagle w salonie zrobiła się wielka plątanina ludzi. Nikt z obecnego towarzystwa nie należał do wyjątkowo niskich ludzi, oprócz Zatiego, który kręcił się gdzieś między tymi chłopami. Facundo dopadł do laptopa i wrzucił kolejną płytę do odtwarzacza.
- Facuu! Mój przyjacielu! Przyniosłem ci syropek, żebyś mnie już więcej nie doprowadzał do szału w trakcie oglądania - Karol postawił mu na stoliku szklaną buteleczkę i poklepał po ramieniu.
Westchnął głęboko i sięgnął po ostatnią nieotwartą jeszcze butelkę wody. Temperatura w środku gwałtownie wzrosła i jedyne co mogło mu dać ratunek przed roztopieniem się to wyjście na zewnątrz. Otworzył drzwi na balkon ku wielkiemu niezadowoleniu reszty zgrai. Machnął na nich ręką i wszedł na lodowate płytki. Na balkonie wielkości metr na dwa nie można marzyć o luksusach. Oparł się łokciami o balustradę i odetchnął głęboko zimnym powietrzem. Wypuścił z ust obłoczek pary i uśmiechnął się sam do siebie. W Argentynie chyba nie byłby w stanie czegoś takiego zrobić. Wszystko wciąż go zaskakiwało. Nawet to, że tuż obok niego pojawiła się druga osoba, oczywiście w odległości kilkudziesięciu centymetrów.
- Podobał ci się film? - zapytał, spoglądając na nią kątem oka.
Westchnęła głęboko, a później długo wypuszczała powietrze z płuc.
- Był dobry - odpowiedziała, przejeżdżając paznokciami po zamarzniętej barierce. - Przysporzyłam wam problemów, przychodząc tutaj?
- Skąd! - zaprzeczył gwałtownie, odwracając głowę w jej stronę. - Dobrze, że przyszłaś.
- Ale twój przyjaciel... - zaczęła, lecz nie dał jej dokończyć.
- Ostatnio wszystko mu nie pasuje. Nie przejmuj się nim - mruknął do niej zachęcająco i uśmiechnął się lekko.
Zamilkli. Za ich plecami powoli zaczynała się projekcja kolejnego filmu, lecz chyba nie to ich interesowało. Woleli przyciskać nosy do szyby i wpatrywać się w dwójkę stojącą na balkonie. Wkrótce skapitulowali, wrócili na swoje miejsca, jednak co jakiś czas z obawą spoglądali w tamtą stronę. W zupełnej ciszy przeszkadzał im ruch na ulicy, trąbienie samochodów i głośne rozmowy dochodzące z dołu. Wyczuwał jej skrępowanie już któryś raz dzisiejszego dnia. Nie chciał, żeby czuła się przy nim nieswojo. Nie chciał jej zrobić krzywdy. Odkręcił butelkę i puścił barierkę, by napić się wody. Ponownie oparł się o balustradę, tym razem znacznie bliżej jej. To nie było już kilkadziesiąt centymetrów, lecz tylko kilkanaście.
- Ja...
Zaczęli w tym samym momencie. Spojrzeli na siebie szybko, uśmiechając prawie niewidocznie. Pochyliła głowę, pozwalając opaść włosom na twarz. Tak naprawdę uśmiechała się do siebie jak wariatka. Zacisnęła usta i na dźwięk jego głosu znów się wyprostowała.
- Zacznij - zachęcił ją, opierając się bokiem o barierkę i przechylając głowę w prawo.
Kolejny raz odetchnęła głęboko, odwracając się w jego stronę.
- Chciałam ci podziękować. Wiesz za co, więc nie patrz tak na mnie - mruknęła, wzdychając głośno - Naprawdę nie wiem, co mogłoby się stać, gdybyś wtedy nie przyjechał.
Jej szept powolutku zanikał w powietrzu. Dźwięk jej głosu rozbrzmiewał mu w głowie i zapewne długo by tak stał, zagłębiając się w tym, co słyszy, jednak machinalnie na język nasunęło mu się kolejne pytanie.
- Dlaczego uciekłaś?
Spojrzała na niego zaskoczona. Zapewne spodziewała się innego pytania. Odwróciła się do niego bokiem, ignorując zupełnie to, co przed chwilą powiedział.
- Teraz ty...
Westchnął głęboko i zbliżył się do niej o pół kroku. Uważnie śledziła jego ruchy, natychmiast spięła wszystkie mięśnie i machinalnie odsunęła się o kilka centymetrów.
- Nie zrobię ci krzywdy - wyszeptał - Gdyby było inaczej odmówiłbym pomocy tamtego dnia. Zaufaj mi...
Nagle spojrzały na niego oczy prawie pełne łez. Zdezorientowany widokiem nie wiedział co powiedzieć. Nie zrobił przecież nic złego, starał się nie paplać głupstw, a więc dlaczego płacze. Nie wiedział, co ma zrobić. Zupełnie nie spodziewał się takiej reakcji. Chciał dobrze, a wyszło jak zwykle.
- Aniela, zmarzniesz, wracaj do środka - głos Jędrzeja, który wychylił głowę zza drzwi balkonowych, rozbrzmiał w rozedrganym powietrzu, odbijając się echem.
A ona bez słowa odwróciła się i złapała za klamkę.
- Zostawiłaś rękawiczki w samochodzie - wyrzucił z siebie szybko - Później ci je przyniosę.
Kiwnęła lekko głową i zniknęła za drzwiami. Usiadła obok brata i znów wtuliła się w jego ramię jak mała dziewczynka.
On stał jak ten ostatni idiota na balkonie, gdy krople deszczu zaczynały bębnić o parapet.
*
Złapała się na tym, że kolejny raz prawie usnęła na ramieniu brata, który wytrwale wlepiał oczy w film wyświetlany na ścianie. Szturchnęła go lekko w bok.
- Co tam? - zapytał cicho, zwracając na nią swoją uwagę.
- Jestem śpiąca. Możemy wrócić już do domu? - zaproponowała, uśmiechając się lekko.
- Zaraz skończy się film i pójdziemy. Śpij spokojnie - poklepał się po ramieniu i ponownie zwrócił twarz w stronę ściany.
Rozejrzała się powoli dookoła. Wszyscy wytrwale siedzieli na swoich miejscach, tylko Winiar męczył się ze zmęczeniem tak samo jak ona. Przelotnie spojrzała na Uriarte, podpierającego się na ręku. Co chwila zamykał oczy na dłuższy czas i ponownie je otwierał. Kolejny raz złapała się na tym, że przygląda się mu od dłuższego czasu. Zamrugała kilkakrotnie pozbywając się dziwnego uczucia, które zaczęło rozpierać ją od środka. Dla czystej pewności znów na niego zerknęła. Osłupiała, bo on w tym czasie pokręcił głową z politowaniem i uśmiechnął się lekko. A więc wiedział, że jak idiotka patrzyła się na niego przez kilka minut.
W końcu pojawiły się napisy końcowe.Wszyscy zerwali się na równe nogi, chcąc rozprostować stawy i kości. Został im jeszcze jeden film do obejrzenia, a czasu było coraz mniej. Kolejny raz trąciła brata ramieniem, który spojrzał na nią pytająco i zreflektował się szybko, wstając z kanapy.
- My już będziemy uciekać - oznajmił donośnym głosem, przechodząc przez salon.
- Tak wcześnie? - zauważył Kłos, idąc za nimi.
- Ktoś jest już śpiący - zaśmiał się i wskazał na nią głową.
Pochyliła się i założyła buty, co przysporzyło jej nie lada trudności ze względu na to, że jedną nogą była już w łóżku i smacznie spała. Podała kurtkę Jędrzejowi, a później wyciągnęła swój płaszcz.
- Poczekajcie, pójdę do samochodu po rękawiczki Anieli - wyjaśnił rozgrywający, narzucając na ramiona kurtkę i chowając kluczyki do auta w kieszeni.
Poczuła się dziwnie, gdy wypowiedział jej imię z typowym dla siebie akcentem. Pożegnali się z resztą towarzystwa i opuścili mieszkanie. Na zewnątrz było dosyć mroźno, dlatego objęła się ramionami, chcąc jezcze trochę się ogrzać. Wiał niemiłosierny wiatr. Rozgrywający pobiegł do swojego samochodu i wyjął parę rękawiczek ze schowka. Podszedł do niej i położył zguby na jej rękach. Przypadkowo lub całkiem świadomie delikatnie musnął jej dłoń kciukiem. Po jej plecach przebiegł dziwny prąd, dlatego poruszyła się niespokojnie. Jędrzej wręczył jej kluczyki, aby wsiadła do samochodu i przestała się w końcu trząść na tym zimnie jak osika na wietrze. Tak więc zrobiła. Zapięła pas i spokojnie czekała aż brat skończy rozmawiać z klubowym kolegą. Po dziesięciu minutach bezczynnego siedzenia i wpatrywania się w plecy Jędrzeja, nacisnęła guzik od klaksonu. Obaj naraz podskoczyli i zwrócili się w jej stronę. Zgromiła brata spojrzeniem, który uśmiechnął się lekko, pożegnał z rozgrywającym i w końcu usiadł za kierownicą.
- Już, już, wracamy - uśmiechnął się, przekręcając kluczyk w stacyjce.
Dwoiłam się i troiłam.