piątek, 2 maja 2014

Maskarada druga

Czuł się dziwnie. Miejsce na trybunach, które zazwyczaj zajmowała blondynka było puste. Przychodziła tu z musu, z wewnętrznej chęci wynagrodzenia Jędrzejowi cierpienia i krzywd. Widział, że nie czuła się wśród nich dobrze. Była zagubioną, małą dziewczynką, której nikt nie mógł pomóc odnaleźć się w sobie. Pozostawiona na pastwę losu, musiała radzić sobie sama. Nawet Jędrzej nie wiedział, co zrobić, aby wypędzić z niej złe wspomnienia, duchy, które blokowały drogę do jej prawdziwego, wolnego oblicza. Wszystkim było trudno, mimo że jej nie znali. A co on mógł zrobić? Nic. Patrzył jak blondynka niszczy się od środka, nie pozwalając jeszcze nikomu, żeby ją ratował. A przecież on chciał jej pomóc odbić się od dna. Przeczesał palcami rozwichrzone włosy, łapiąc piłkę od swojego kolegi z reprezentacji.  Jego rozkojarzenie udzielało się wszystkim.
- Nie mogę się skupić - mruknął zdenerwowany do przyjaciela, nieświadomie zerkając w stronę drzwi. Podskoczył z wrażenia. Aniela stała tam w całej swojej okazałości. Zdezorientowanym wzrokiem wodziła po hali, miętosząc z dłoniach swoją czapkę. Lewy kącik jego ust raptownie powędrował do góry, a oczy błysnęły radośnie. Była dla niego wielką, nierozwiązaną zagadką.
- Ciekawe dlaczego? - prychnął brunet, pocierając ręką zarośnięty policzek i patrząc na niego wymownie. - Przyznaj po prostu, że cię kręci.
Roześmiał się cicho, kręcąc głową z politowaniem. Jej wygląd nie miał tu żadnego znaczenia.
- Nie o to chodzi - żachnął się - Jest zagadkowa. Nawet Jędrzej niewiele o niej wie, mimo że są rodzeństwem.
Conte wzruszył lekko ramionami i pewnym krokiem ruszyli w stronę szatni, omijając w drzwiach blondynkę. Ściągnęła na siebie jego wzrok i wystraszonym spojrzeniem omiotła jego postawę. Ścisnęła brata za nadgarstek, nerwowo szepcząc mu do ucha.
- Chodź! - poczuł szarpnięcie za łokieć. Został brutalnie poprowadzony korytarzem przez przyjaciela. - Dopiero co zaczął się sezon, nie daj się omotać!
- Nikomu nie dam się omotać - syknął w jego stronę, wyrywając ramię z jego uścisku - Po prostu mam wewnętrzną potrzebę, aby pomóc Jędrzejowi. Bycie dobrym człowiekiem jest aż tak złe?
- Po tajemniczych dziewczynach, Nico, nie oczekuj czegoś niesłychanie wspaniałego. Mogą ukrywać coś, co nie do końca pokryje się z twoim wyobrażeniem. Podejrzewam, że Aniela jest właśnie taką osobą - westchnął bezradnie.
Zacisnął zęby i niezdarnym ruchem rąk zdjął koszulkę treningową. Miał dość wiecznego pouczania. Przeprowadził się do Polski, by choć chwilę odpocząć od wymownego wzroku, że znowu robi coś nie tak. Jest przecież dorosły i może robić co mu się żywnie podoba. Panując nad resztkami swojej silnej woli, wrzucił strój treningowy do torby i założył kurtkę. Conte spojrzał na niego zaskoczony. Po chwili zawahania wzruszył lekko ramionami i wrócił do pakowania się. Przed drzwiami Energi zauważył Jędrzeja, który wzrok miał wbity w jeden, określony punkt. Chrząknął cicho, by Maćkowiak w końcu zwrócił na niego uwagę. Pokręcił się nerwowo, po czym wreszcie zdołał wydobyć z siebie głos.
- Nico, mam sprawę - westchnął bezradnie, drapiąc się po karku. - Pomożesz mi z Anielą?
- Co? - zapytał zaskoczony, otwierając szerzej oczy - Ja? Dlaczego ja?
- Nie potrafi się dogadać z resztą chłopaków - mruknął - Wielokrotnie próbowałem i nic z tego. Ciebie nie zna, więc pomyślałem, że jakoś się uda.
Widział jak środkowy usilnie stara się zrobić cokolwiek ze swoją siostrą, by ta wróciła do dawnej świetności. Dwoił się i troił, aby coś uległo poprawie, ale im bardziej się starał, tym gorzej odbijało się to na jego psychice.
- Nie wiem czy będę umiał Ci pomóc, ale spróbuję - uśmiechnął się w stronę kolegi.
- Dzięki Nico - odetchnął z ulgą - Poczekaj na mnie, zaraz wrócę i się dogadamy.
Chłopak zniknął w czeluściach hali, a on zaśmiał się sam do siebie. Przecież ona nie będzie chciała z nim rozmawiać, a nawet na niego spojrzeć. Będzie błądziła wystraszonym wzrokiem po ścianach tak długo, dopóki nie wyjdzie z mieszkania. Boi się go, jego wzroku i głosu.

       
 *
                                                                                                                                                               Wpadła szybko do mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi i opierając się o nie całym ciężarem ciała. Z palącymi łzami w oczach przekręciła klucz w zamku i rzuciła go gdzieś na podłogę. Z wykrzywionych ust wydostawały się nieme szepty i jęki. Wszystko to składało się w jego słowo. Odraza. Paraliżowana strachem zrzuciła płaszcz i buty. Po drodze zgubiła również czapkę i szalik. Do łazienki dotarła już całkowicie roztrzęsiona i przerażona. Długimi paznokciami przeorała lewe ramię, by pozbyć się dziwnego uczucia, lecz one nie zniknęło. Rozebrała się i weszła pod lodowaty strumień wody. Zamknęła drzwi kabiny i wydała z siebie mrożący krew w żyłach krzyk. Wszystko krwawiło, ona krwawiła od wewnątrz. Z dnia na dzień jej psychika była coraz bardziej zniewolona przez strach. Nie umiała nad nim panować. Zapłakała żałośnie, zmywając z siebie uczucie zetknięcia się ciałem z chłopakiem, którego mijała na schodach. To wszystko ją bolało. Nienawidziła tego w sobie. Oparła się plecami o zimne kafelki. Wzdrygnęła się, czując chłód przechodzący przez całe ciało. Odetchnęła głęboko kilka razy, próbując się uspokoić. Wszystko było nie tak. Miała, chociaż częściowo, wrócić stara, dobra, znana wszystkim Aniela, która nie bała się nikogo i niczego. Jak szybko doprowadziło to ją do zguby. Wyszła spod prysznica i owinęła się błękitnym ręcznikiem. Rozczesała krótkie, blond włosy i oparła się lekko o pralkę. Wstydziła się siebie i Jędrzeja, że musi wszystko ukrywać, że nie jest tą samą dziewczyną co kiedyś. Przecież on ją znienawidzi za to, że wszystko trzymała przed nim w tajemnicy. Desperacko zaczerpnęła powietrza, gdy naga prawda uderzyła jej do głowy. Otworzyła drzwi i podskoczyła z wrażenia, widząc biegnącego w stronę jej sypialni Jędrka.
- Coś się stało? - zawołała za nim, niepewnie stając na palcach.
- Aniela, cholera jasna! - krzyknął zdenerwowany, przystając gwałtownie. Podszedł do niej i objął ramionami. - Co ty zrobiłaś w korytarzu?
- Nieważne - mruknęła, wyswobadzając się z jego uścisku. - Muszę Ci coś powiedzieć...
- Nieważne? Przestraszyłem się sama wiesz czego - westchnął, zaciskając smukłe palce na jej ramieniu. Dopiero potem zwrócił uwagę na czerwone ślady po paznokciach. Spojrzał na nią wymownie i pokręcił głową z niedowierzaniem. - Aniela, muszę na chwilę wyjść.
- I zostawisz mnie samą? - zapytała, prawie wchodząc mu w słowo.
- Nie samą. Nicolas z tobą będzie - uśmiechnął się - To zajmie tylko chwilę.
- Stokroć bardziej wolałabym, gdybyś mnie zamknął na klucz - prychnęła, zatrzaskując za sobą drzwi łazienki. Znowu na siłę próbował znaleźć kogoś, kto pozwoliłby jej się przełamać. Nikt nie miał niestety nad nią takiej władzy. Nawet Jędrek nie mógł jej w tym pomóc. To było coś, co nigdy nie zniknie, nie przestanie jej dręczyć. Zdążyła się przebrać w codzienne ubrania, gdy drzwi wejściowe głośno trzasnęły. Uczucie utraconej szansy na wyznanie prawdy sprawiło, że zawyła głośno. Chciała być normalna jak osoby w jej wieku. Chciała mieć perspektywy na przyszłość. A jedyne co teraz miała na stałe to strach. Wyszła z łazienki i przeszła do kuchni. Brunet siedział na krzesełku obok okna i wpatrywał się w dal. Zwrócił na nią uwagę dopiero wtedy, gdy trzasnęła drzwiami od lodówki.
- Jesteś głodna? - zapytał cicho, wspierając głowę na dłoni.
- Nie pomagaj mi - szepnęła, sięgając do szafki po kubek. - Ignoruj mnie.
Zamknęła drzwiczki i wzięła głęboki wdech, gdy zobaczyła go tuż obok siebie. Odskoczyła do tyłu, wpadając plecami na lodówkę. Uchwyt wbił jej się w plecy. Wykrzywiła usta w grymasie bólu i potarła ręką zranione miejsce. W zimnych, stalowoszarych oczach natychmiast pojawiły się łzy. Zacisnęła usta w wąską linię, hamując wybuch płaczu. Co miał zrobić, aby przestała się go bać...
- Nie podchodź! - krzyknęła, gdy zobaczyła, że wykonał w jej stronę jeden krok. Spojrzała w jego oczy, lecz nie wyczytała z nich nic. Za to on od razu, bez wahania sięgnął wzrokiem w bezkresną przestrzeń jej kruchego ciała jakby ocean. Kolejny raz wejrzał za daleko i delikatnie tknął tego, co nie dawało jej spokoju. Wycofał się gwałtownie, widząc jak blondynka sztywnieje i opiera się o ścianę.
- Wszystko w porządku? - zapytał nerwowo, wyciągając rękę w jej stronę.
- Odsuń się - roztrzęsiony szept, który rozniósł się echem po kuchni, sprawił, że serce zabiło jej mocniej. Zamrugała kilka razy oczami i potrząsnęła gwałtownie głową. Już nie ona była władcą swojego umysłu. Lęk bezczelnie przejął nad nią kontrolę. Nogi zrobiły się jak z waty, a ręce trzęsły jakby właśnie dokonała zbrodni.
- O czym chciałaś powiedzieć Jędrzejowi? - zapytał łagodnie, chcąc uspokoić szalejące w nim nerwy i emocje. To wszystko co się z nią działo było nie do opisania. Nie wierzył, że w takiej osobie jak ona może kryć się tak wiele.
Pokręciła lekko głową i całkowicie zamknęła się w sobie. Milczała przez cały czas, gdy próbował wyciągnąć od niej jakąkolwiek informację. Była bierna na wszystko, co do niej mówił. Ostrożnie spróbował do niej podejść, lecz ona natychmiast wyciągnęła przed siebie dłonie i zacisnęła oczy. Bała się. Z kącika oka wypłynęła jedna łza, której on nie był w stanie zauważyć. Choć przygotowana był na najgorsze, nie poczuła nic. Podniosła powieki do góry i zobaczyła go stojącego nadal w tym samym miejscu z opuszczonymi w dół ramionami. Dla bezpieczeństwa cofnął się o jeden krok w tył, byleby nie czuła się nieswojo.
- Nie bój się mnie - mruknął. Wzdrygnęła się, gdy drzwi do mieszkania zatrzasnęły się z hukiem. Wyjrzała z kuchni i odetchnęła z ulgą. Przy Jędrzeju już nikt jej nic nie zrobi. Przemknęła za jego plecami prosto do swojej sypialni. Środkowy powiódł za nią zdziwionym wzrokiem, a gdy zamknęła drzwi od razu przeniósł go na rozgrywającego.
- I jak? - zapytał cicho, stawiając na stole reklamówkę z zakupami.
- Ciężko - wypuścił z świstem powietrze. Wszystkie nerwy odeszły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Myślałem, że chociaż tobie się uda - westchnął, pocierając dłonią oczy. - Krzyczała?
- Tylko trochę - uśmiechnął się niepewnie - Kazała mi do siebie nie podchodzić.
- To zawsze jakiś postęp, bo z nikim nie rozmawia - wzruszył ramionami.
- Nie martw się, Jędrek. Nawrócę na dobrą drogę - zaśmiał się, przechodząc wgłąb korytarza i zakładając na siebie kurtkę.
- Nie chcę Cię obarczać problemami...
- Daj mi chociaż spróbować - wciął mu się w słowo - Do zobaczenia na treningu!
Zamknął za sobą drzwi. Zaatakował ją. Kruchą, delikatną jak ze szkła dziewczynę, zagubioną w tym świecie. Nie chciał jej zrobić krzywdy, nie chciał jej przestraszyć. Niespokojne myśli obijały się o siebie, nie dając spokoju. Słyszał już kąśliwe uwagi Conte, gdy pierwszy raz podwinie mu się noga i wszelkie próby pomocy legną w gruzach. Ona nie chciała troski ani litości. Jej samowystarczalność jeszcze bardziej pogarszała sprawę, wprowadzała zamęt i niszczyła starannie układy plan działania. Wiedział, że sama nie zdoła pokonać tego, co w niej siedzi i niszczy wszystko dookoła. Dlatego za wszelką cenę chciał jej pomóc, choćby tę wyboistą, kamienną drogę do szczęścia miał pokonać boso z krzyżem na plecach. Choćby oboje mieli razem w trakcie tej wędrówki paść z wycieńczenia. Choćby potem okazało się, że cel był bezsensowny, idiotyczny, z góry określany niewykonalnym... Chciał pomóc jej, pomóc Jędrzejowi, pomóc sobie.



Chciałam, ażeby to było piękne. Gdzieś po drodze się zgubiłam.
Reanimacja nie powiodła się.