wtorek, 24 czerwca 2014

Maskarada trzecia

Niechętnie otworzyła oczy. Pod kwiecistą pościelą było jej ciepło i wygodnie. Otulona kołdrą najchętniej znowu by zasnęła. Śniła o kimś, kogo nie pamiętała. Westchnęła cichuteńko i spojrzała w zalane kroplami deszczu okno. Niebo przysłonięte szarymi, smutnymi chmurami nie napawało żadnym entuzjazmem. Nawet ruch na ulicy ograniczył się do minimum. Jedynie miejskie autobusy jeździły znużone po mokrych ulicach. Pierwsze dni listopada przyniosły ze sobą deszcz, pluchę i silny wiatr, który bezlitośnie targał konarami drzew. Chciałaby przewrócić się na drugi bok i ponownie przymknąć ciężkie powieki. Przeszkodził jej w tym hałas, dochodzący z korytarza. Zmarszczyła czoło i wydostała się spod ciepłej kołdry. Rozespana otworzyła drzwi pokoju i ustała na zimnych panelach. Jędrzej miotał się po mieszkaniu, zbierając wszystkie swoje rzeczy do torby.
- Dzień dobry - mruknęła, przecierając oczy.
- Cześć - odpowiedział brat, zakładając czarne adidasy i kurtkę.
- Czy zawsze będziesz robił rano taki rozgardiasz? - zapytała, zamykając drzwi do łazienki.
- Nie, nie będę - uśmiechnął się lekko, chowając klucze do kieszeni - Zaspałem. Aniela, mogłabyś zrobić dzisiaj zakupy?
Nie zdążyła nawet kiwnąć głową, gdy Jędrek znowu zabrał głos:
- Wszystko zostawiłem Ci na stole w kuchni. Poradzisz sobie. Do zobaczenia!
Wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami. Zamknęła je na zamek i leniwym krokiem doczłapała się do kuchni. Znów zostawił ją samą, znów musi polegać tylko na sobie. Wiele razy proponował jej, aby razem poszli na trening, lecz za każdym razem odmawiała. Nie chciała znowu czuć na sobie współczujących spojrzeń ani widzieć tego natrętnego rozgrywającego. O wiele bardziej wolała zaszyć się w mieszkaniu i rozmyślać. Rzuciła okiem na zostawioną przez Jędrzeja listę i westchnęła głęboko. Miała tylko nadzieję, że jakimś cudem uda jej się donieść do mieszkania reklamówki pełne jedzenia i środków chemicznych. Znudzonym wzrokiem mknęła po ścianach kuchni w trakcie jedzenia płatków kukurydzianych. Przebrała się w nieco mniej codzienne ubrania, założyła płaszcz, ciepłe buty i wyszła z mieszkania, chowając wszystkie potrzebne rzeczy do torebki. Na klatce schodowej minęła kilka osób, które uśmiechały się do niej niezwykle ciepło. Próbowała odwzajemnić ich uśmiechy jednak wychodził jej tylko grymas niezadowolenia. Kiedyś umiała się śmiać z zupełnie nieistotnych rzeczy, a dziś każda chwila radości kosztowała ją wiele wysiłku.

                                                                *

Kolejny raz widział go przybitego, siedzącego na parkiecie i rozmyślającego. Podejrzewał,  że minie kilka dni, a na głowie Jędrzeja pojawią się ubytki włosów lub zaczną one całkowicie siwieć. Zamartwiał się bardziej niż było na to stać zwykłego, prostego człowieka, a nawet ich kilku. Środkowy był już na tyle dojrzały emocjonalnie, że nie lubił, gdy ktoś nadmiernie mu współczuł, jednak drużyna wiedziała swoje. Za dwa dni grali ważny mecz z drużyną z Rzeszowa i cały zespół liczył na dyspozycję Jędrka, który mógł być potrzebny w każdej chwili. Treningi były tak wyczerpujące, że po kilku godzinach odbijania piłki i alpejskich kombinacji rozegrania miało się ochotę na długi sen. Falasca zwołał ich wszystkich do siebie, jednocześnie kończąc trening.
- Jutro nie będzie porannego treningu - oznajmił, odkładając podkładkę na plastikowe krzesełko. - Myślę, że jesteśmy dobrze przygotowani do tego meczu, więc jestem w stanie odwołać jeden trening. Jednak widzimy się dzisiaj i jutro wieczorem. Do zobaczenia.
Na hali rozniósł się pomruk zadowolenia. Chłopaki w szatni cichaczem planowali wspólny wieczór w Buenos Aires, a następnie w Manhattanie. Skoro jutrzejszy ranek jest całkowicie wolny chcieli kolejny raz całą grupą wybrać się do klubu.
- Jędrzej, dasz radę przyjść? - zapytał Mariusz, spoglądając na środkowego, siedzącego naprzeciwko.
- Myślę, że nie będzie problemu - odparł, wrzucając ubrania do sportowej torby.
- A twoja siostra? - zagadnął Karol, drapiąc się za uchem.
- Porozmawiam z nią jeśli chcecie, żeby też przyszła. Jednak cudów nie obiecuję.
Założył grubą bluzę, zawiesił plecak na ramieniu i cicho przemknął do drzwi szatni. Chciał być niezauważalny, o ile można nie zauważyć Latynosa o wzroście równym prawie dwóch metrów.
- Ej! - zawołał Conte, wskazując na niego palcem - Gdzie się wybierasz?
- Do domu - mruknął, kładąc dłoń na klamce.
- Nie idziesz z nami na obiad? - dopytał Kłos, stając obok Argentyńczyka.
- Nie mam czasu.
Machnął ręką na swojego przyjaciela i opuścił błyskawicznie szatnię, by nie słuchać dalej uwag pod swoim adresem. Na zewnątrz wiał przeraźliwy wiatr, a do tego zaczęło delikatnie mżyć. Pod wpływem pogody jego entuzjazm szybko zgasł. Przygarbiony przemierzał drogę do swojego mieszkania. Wszystko od razu zrobiło się brzydkie i wrogie. Nie wyobrażał sobie dobrej zabawy wieczorem w tak okropnych okolicznościach. Skręcał właśnie w stronę skweru, gdy przed nim zza starej kamieniczki wyłoniła się drobna postać. Aniela. Przeanalizował wszystkie za oraz przeciw i szybkim krokiem skierował się w jej stronę. To niesamowite jak szybko powrócił mu dobry humor. W szarym płaszczu wyglądała jak zjawa. Blond włosy do ramion pod wpływem kropli deszczu zaczęły się kręcić. Szedł tuż za nią. Słyszał jak ciężko oddycha, trzymając w delikatnych dłoniach dwie naładowane do pełna reklamówki. Otrząsnął się z myśli i złapał za jedną z toreb tak samo jak ona.  Podskoczyła do góry i obróciła się gwałtownie. Widział przerażenie w szarych, zadumanych oczach. Wypuściła powietrze z płuc i szarpnęła nerwowo ręką.
- Cześć - przywitał się kulturalnie ani na chwilę nie zwalniając uścisku na torbie.
Zignorowała go. Zaśmiał się pod nosem i wyrwał jej reklamówkę z ręki.
- Pomogę Ci - zaoferował, poprawiając plecak.
- Nie potrzebuję twojej pomocy - odparła, spoglądając na niego spod byka.
- Oczywiście, że potrzebujesz. Nie dałabyś rady donieść tego do mieszkania.
- Do tej pory jakoś sobie radziłam - prychnęła i odsunęła się od niego na odległość wyciągniętej ręki. Co chwila zerkał na nią kątem oka. Uparcie szła do przodu, choć widział jak się męczy. Najchętniej rzuciłaby to wszystko w tym miejscu i usiadła.
- Jesteś pewna, że doniesiesz? - zapytał, uśmiechając się zawadiacko.
- Przestań tyle gadać - syknęła, skręcając gwałtownie w boczną uliczkę. Brunet omal nie upadł na kostkę, gdy próbował za nią nadążyć. - Łamaga.
Zaśmiał się nerwowo, czując jak blondynka otacza się wysokim murem. Zagadywał ją, próbował zapobiec temu, że zaraz przestanie zwracać na niego jakąkolwiek uwagę. Atmosfera między nimi zaczynała być coraz bardziej napięta. Ani jedno słowo nie wydostała się przez jej usta od czasu, gdy omal nie zabił się na zakręcie. Przełomowy moment nastąpił, gdy kolejny raz potknął się o nierówną kostkę. Wylądował na klęczkach, a z kurzych jaj w wytłaczance zrobiła się jajecznica.
- Co ty wyprawiasz?! - fuknęła, wyrywając mu reklamówkę z dłoni. Nagły ruch tylko pogorszył sprawę, bo torebka rozerwała się na pół i cała jej zawartość wypadła na chodnik. Przechodnie patrzyli się na nich podejrzliwe.
- Przepraszam, nie chciałem... - podniósł się do góry, patrząc krytycznie na skutki swojego wyczynu. Kolana bolały go niemiłosiernie, a spodnie i ręce całe umorusane było w błocie. Spojrzał niewinnie na dziewczynę. Kucnęła obok resztki zakupów i to, co nadawało się do dalszego użytku włożyła do torebki na ramieniu. Resztę, z bólem serca, zepchnęła na bok. Podniosła wzrok na bruneta, który stał jak słup soli w tym samym miejscu. Otworzył usta, aby coś powiedzieć, lecz ona obróciła się na pięcie i szybkim krokiem przemierzała drogę do bloku.
- Poczekaj! - krzyknął za nią. Złapał za ramię plecaka i rzucił się w pościg za dziewczyną. Dlaczego to zrobił? Sam nie wiedział. Chyba rzeczywiście chciał zrzucić z siebie winę, a to, że ona robiła z nim, co chciała było sprawą drugorzędną. Wyciągała właśnie klucze z kieszonki, gdy złapał ją mocno za łokieć.
- Zostaw mnie - odskoczyła od niego gwałtownie, próbując wyrwać rękę. - Zaraz zacznę krzyczeć!
Puścił ją wolno, cofając ramiona do tyłu. Popatrzył na nią uważnie, zwracając szczególną uwagę na nieobecne oczy i drżące dłonie.
- Dlaczego tak robisz? - zapytał, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Po prostu daj mi święty spokój!
Zniknęła szybko za drzwiami bloku, a on pozostał na zewnątrz, patrząc się na miejsce, gdzie stała jeszcze dziesięć sekund temu.

                                                                 *

Drzwi do jej pokoju otworzyły się z rozmachem. Podskoczyła na łóżku, a serce omal nie wyrwało się z jej piersi.
- Przepraszam Anielko, nie chciałem Cię obudzić...
- Nie spałam - uśmiechnęła się niemrawo pierwszy raz od dłuższego czasu. - O co chodzi?
- Jutro nie mamy porannego treningu, więc pomyśleliśmy, że gdzieś wyjdziemy całą drużyną - podrapał się lekko po głowie i zmierzwił ciemne włosy. - Może chciałabyś pójść z nami?
Odwróciła wzrok w stronę okna i zmarszczyła brwi. Jędrzej wszedł do środka i usiadł w fotelu zaraz obok łóżka. Czekał na odzew z jej strony, lecz nic takiego się nie wydarzyło. Westchnął głęboko i wyciągnął nogi do przodu.
- Będzie fajnie - zapewnił ją - Chodź z nami.
Biła się z myślami. Chciała wreszcie oderwać się od nurtujących ją myśli i wspomnienia, które notorycznie ją dręczyło. Propozycja brata była kusząca, bo ostatnio nie mieli szczególnej okazji do rozmowy w neutralnych warunkach. W mieszkaniu wszystko wyglądało inaczej. Liczyła na to, że Jędrek uchroni ją przed złem, więc dlaczego się wahała? Otworzyła usta, by zadać konkretne pytanie, lecz zaraz je zamknęła.
- Chciałaś coś powiedzieć? - brat uśmiechnął się zachęcająco.
- Ten wasz rozgrywający... - zaczęła niepewnie - Czy on też będzie?
- Podejrzewam, że tak - wzruszył lekko ramionami, splatając dłonie na karku. - Nie lubisz Nicolasa?
Zachowała się jak dziecko, wzruszając obojętnie ramionami. Odetchnęła głęboko i spojrzała na Jędrzeja, który niecierpliwie czekał na jej odpowiedź.
- Jeśli nie będzie z tym problemu, to chętnie z wami gdzieś wyjdę.
Na twarzy szatyna rozciągnął się szeroki uśmiech. Wiedziała, że ta informacja sprawi, iż chociaż przez jakiś czas nie będzie on zwracał uwagę na to, co się z nią dzieje. Zgadzając się, zatarła ślady wszelkich zbrodni i krzywd, wyrządzonych bratu. Było jej wstyd i powoli zżerało ją sumienie. Jednak dopóki się nie przełamie, nie zdoła wyznać mu całej prawdy. Musiałoby się zdarzyć coś naprawdę ważnego, aby wszystkie fakty w końcu ujrzały światło dzienne.


Na dobre rozpoczęcie wakacji.