Wróciła. Po latach zapomnienia maszerowała po rodzinnym mieście.
Zmieniona fizycznie i nie do końca psychicznie. Wszystkie wspomnienia
uciekły, jak z tablicy startej gąbką. Pozostała nowa, czarna
powierzchnia, na której znowu zaczną pojawiać się kształty, litery,
plamy. Całkiem nowa Aniela. Już nie ta pewna siebie, dwudziestoletnia
dziewczyna z oczami w kolorze burzliwego nieba i długimi blond włosami.
Teraz ulicą szła całkiem inna wyniszczona kobieta, mająca za sobą
dwadzieścia trzy wiosny, ciężkie przeżycia i brak wspomnień. Żadnych, bo
pamięć potrafi zawodzić.
Kuliła się pod naciskiem ciekawskich
spojrzeń, które kruszyły jej kości. Czuła się jeszcze gorzej niż przed
przyjazdem tutaj. Wzięła głęboki oddech i wstrzymała powietrze. Starając
się nie spoglądać po twarzach ludzi, szybkim krokiem przemierzyła
kolejną uliczkę, ciągnąc za sobą walizkę z plastikowymi kółkami. Może
dlatego tak bardzo zwracała na siebie uwagę. Nierównomierny stukot o
kostkę brukową doprowadzał ją na skraj załamania nerwowego. A gdy w
oddali zobaczyła monumentalny budynek, w oczach pojawiły się łzy.
Radości i niepewności za razem. Otarła je wierzchem dłoni, opanowując
drżenie ciała. Była słaba, nadal słaba, ciągle - na zawsze. Wciągnęła
walizkę po schodach i otworzyła ciężkie drzwi. Rozejrzała się niepewnie
dookoła i ściągnęła z głowy białą czapkę. Po chwili zaczęła miętosić ją w
dłoniach. Denerwowała się, bała. Minęło już tyle lat, a on może wcale
jej nie pamięta. Zapomniał. Zepchnął na dalszy plan, bo w jego normalnym
życiu już nie było dla niej miejsca. Ale ona cały czas tęskniła i
pamiętała. Codziennie patrzyła na jego zdjęcie, upchnięte między
złożonymi w kostkę ubraniami. Straciła wszystko, co było z nim związane.
Pozostał tylko jeden obraz przemykający przez mgłę w jej świadomości.
Obraz tego samego dnia trzy lata temu. A potem zniknęła bez śladu.
Chwilę tylko trwała myśl o ucieczce, o poddaniu się. Co zrobi jak jej
nie rozpozna? Jak przejdzie obok niej obojętnie i nie zaszczyci nawet
spojrzeniem? Złapała desperacko za rączkę walizki, gotowa wybiec z
budynku, nie oglądając się za siebie. I zatrzymała w sobie tę myśl, gdy w
końcu korytarza usłyszała podniesione głosy. Zacisnęła zęby,
powstrzymując ruch żołądka do gardła. Autentycznie kierował nią strach
przed jego reakcją. Bo w jej dalekosiężnych planach wszystko miało być
dobrze i marzenia miały się spełniać. Lecz lęk ją zabijał, godził w
rozdrapane serce i nadszarpniętą duszę. Na ścianie ujrzała cień wysokich
postaci. No tak, nie był sam. Bo dzisiaj był jego dzień. Moment
października, w którym powinien być szczęśliwy i nie przejmować się
niczym. Ujrzała jego brązową czuprynę i momentalnie w sztucznie
stalowoszarych oczach zalśniły łzy. Wyprostowała się jak struna, patrząc
na niego spod długich rzęs. Wydoroślał. Był zupełnie inny niż te trzy
lata temu. Jednak nadal zafascynowany tym, co robił. Niedbale zasunął
kurtkę pod samą szyję i obrócił w dłoniach telefon. Spojrzał na nią
pustym wzrokiem. Tylko na chwilę, na jeden moment. Odwrócił głowę w
drugą stronę i momentalnie przystanął, gdy usłyszał cichy szept z jej
popękanych ust. Delikatny, prawie niesłyszalny. Taki wyjątkowy i
skierowany tylko do niego. Wśród śmiechów i rozmów usłyszał jedno
kluczowe słowo. Jego imię. Jędrzej. Koledzy popatrzyli na niego
zdziwieni, gdy odwrócił się w jej stronę. Stał jak słup przed drzwiami
tylko minutę, która trwała jak wieczność. Na przemian otwierał i zamykał
usta, nie mogąc wydusić z siebie słowa i dokładnie lustrował jej bladą
twarz.
- Anielka? - praktycznie niemy szept rozniósł się po holu.
Uśmiechnęła
się do niego niepewnie, choć wewnątrz siebie skakała z radości. Poznał
ją. Jego Anielę. Utulaną od dzieciństwa, ukochaną. Wyciągnęła w jego
stronę rękę, jakby z porcelany. Nie chwycił jej. Podszedł spokojnie do
jej kruchego ciała i objął mocno ramionami, wtulając twarz we włosy.
Rozpłakała się. Krokodyle łzy spływały po bladych policzkach i wtapiały
się w materiał jego kurtki. Żadne słowa nie były w stanie oddać tego, co
teraz działo się między nimi i w ich ciałach. Nie rozluźnił uścisku ani
na chwilę, a ona trzymała się kurczowo kołnierza kurtki. Lata rozłąki i
zapomnienia muszą być wyjątkowo uhonorowane. Odsunął się od niej
delikatnie na wyciągnięcie ramion i otarł łzy z jej twarzy.
- Sprawiłaś mi najlepszy prezent na urodziny, siostrzyczko - uśmiechnął się i objął ją troskliwie.
Pierwszy
raz od niepamiętnych czasów była szczęśliwa, a jej wewnętrzna czarna
tablica powoli zapisywała się pojedynczymi słowami.
*
Zamieszkała
u niego, w przytulnym braterskim mieszkaniu. Zaraz po wejściu do jego
królestwa, odebrał od niej walizkę, pomógł zdjąć płaszcz i zaprowadził
do salonu, gdzie razem usiedli na kanapie. Minuty milczenia leciały
nieubłaganie szybko i tylko ich rzeczywista obecność świadczyła o tym,
że nadal są na tym świecie. Bała się jego dociekliwych pytań, którymi
mógł rozbudzić jej koszmary. Miała ustalony zestaw, na które znała
odpowiedź. Tylko na kilka. Zapomniała już jak to wspaniale mieć przy
sobie bliską osobę. Przez te trzy lata powierniczką jej problemów i
zmartwień była psycholog. Nie powinna stamtąd w ogóle wyjeżdżać, jeśli
chciała żyć normalnie, lecz jedyne co pozostało w niej z tamtych lat to
chęć zmian i upór osła.
- Anielka, co będziesz dzisiaj robiła? - zapytał idiotycznie, bo co mogła robić w mieście, którego ulic już nie pamiętała.
- Zostanę tutaj - uśmiechnęła się, opierając głowę o jego bark.
-
Chłopaki chcą mnie wyciągnąć do klubu, bo wiesz... - westchnął głęboko,
patrząc na profil jej twarzy. - A ja nie chcę Cię teraz zostawiać.
-
Idź, baw się dobrze, nikt mnie tu nie zje - zaśmiała się cicho, bawiąc
się guzikiem sweterka. - Dwudzieste drugie urodziny ma się raz w życiu,
Jędruś.
Dał się namówić na wyjście z mieszkania. Z bolącym sercem
zostawił ją w pustym domu w teoretycznie obcym mieście. Ona się tym nie
przejmowała. Otworzyła drzwi do pustego pokoju, który brat już wcześniej
wyznaczył jako jej sypialnię. Położyła walizkę na łóżku i niepewnie
rozejrzała się dookoła. Nie mogła wzbudzać podejrzeń, choć chłopak w
każdej chwili mógł zacząć wysnuwać zaniepokojone teorie, gdyby
zachowywała się inaczej niż zwykle. Usiadła na krześle przed lustrem i
wyszczotkowała poniszczone blond włosy. Chciała wyć z bezsilności, bo
nie mogła nic zrobić z nową Anielą. Bała się samej siebie, swojej
reakcji na zmiany i potwora, którego ukrywała głęboko w swojej duszy.
Nie była tą dziewczyną, tą siostrą, którą wszyscy zapamiętali. Niektórzy
szykowali już piękny wieniec na jej grób i zbierali pieniądze na czarne
ubrania. Faktem jest to, że od trzech lat była już nieżyjącą
dwudziestolatką, zgwałconą w lesie, pobitą i wywiezioną na koniec świata.
*
-
Anielka! - zawołał śpiewającym głosem, wchodząc do kuchni. Stała przy
kuchence gazowej, mieszając jajka drewnianą łyżką na patelni. Wyłożyła
wszystko na dwa talerze i postawiła na stół w akompaniamencie kolorowych
kubków z herbatą. Szatyn usiadł przy stole i złapał za widelec. W
trakcie przeżuwania czwartego a piątego kęsa jajecznicy z pełnymi ustami
wydukał:
- Zabieram cię dzisiaj na trening, chłopaki chcą cię poznać.
Zrobiła
to tylko dla niego, dla osoby, która w czasie jej pobytu w Bełchatowie
wycierpi najwięcej. Mimo niechęci do osób trzecich, mimo panicznego lęku
przed obcowaniem z ludźmi, mimo swojej aspołeczności, szła razem z
Jędrkiem pustymi ulicami miasta. Trzymał ją pod ramię, co chwila
zerkając na jej drobną postać. Gdyby którykolwiek z jego kolegów
zachowałby się w stosunku do niej niemoralnie, gotów był zabić
delikwenta na miejscu. I co z tego, że kilkanaście najbliższych lat
spędziłby w więzieniu. Najważniejsze, że choć ten jeden, jedyny raz
zapewnił jej bezpieczeństwo. Otworzył przed nią drzwi na halę, na której
niektórzy z chłopaków już się rozciągali. Poczuła się jak intruz, gdy
wzrok każdego z nich spoczął na jej kruchym ciele, nieprzyzwyczajonym do
nadmiernego zainteresowania. Mogliby uznawać ją za wariatkę, ale nie
ufała nikomu - nawet sobie.
- Chłopaki, to Anielka - uśmiechnął się, wypowiadając jej imię - Moja siostra.
W
mgnieniu oka znaleźli się obok niej i posyłali radosne spojrzenia.
Czuła się jak eksponat w muzeum, który każdy mógł prześwietlić wzrokiem i
dostrzec jego wady.
- Zaraz, zaraz Jędrek - z tłumu wychylił się
wysoki szatyn z komicznym uśmiechem - Jak długo miałeś zamiar ukrywać
przed nami taki skarb? Dziewczyno, gdzie ty byłaś całe moje życie?
- Na pewno nie w Polsce - mruknęła - Nieważne.
Złapał ją za rękę i potrząsnął nią energicznie.
- Karol, do usług.
Maćkowiak
mrugnął do niej okiem i pozostawił wśród nich na pastwę losu. Każdy
dokładnie badał ją zaciekawionym wzrokiem. Miała ochotę zapaść się pod
ziemię i powrócić dopiero wtedy, gdy Jędrzej ponownie pojawi się na
płycie boiska. Poczuła się jeszcze bardziej nieswojo, gdy wśród całej
gromady siatkarzy zobaczyła ciemne, błyszczące tęczówki. Wspomnienia z
przeszłości wróciły, a ona jak najszybciej chciała stamtąd uciec.
Nieświadomie wykonała krok do tyłu, wpadając na kogoś. Uczucie strachu i
zdezorientowania wzrosło na miarę apogeum. Oczy zapiekły
niemiłosiernie, chcąc ratować się nagłym potokiem łez.
- Hej! Co się dzieje?
Nadeszło
zbawienie. Jędrek wrócił. Odetchnęła z ulgą, widząc jego spokojny
uśmiech. W przypływie nowej siły z powrotem spojrzała na grupę
siatkarzy, ale przed nią został tylko jeden z nich. Ten z brązowymi
oczami i roztrzepanymi włosami. Przeciwstawiła się wewnętrznemu
wybuchowi niepewności i delikatnie uścisnęła jego dłoń, wyciągniętą w
jej stronę.
- Nicolas.
Stali razem na środku hali, cały czas
trzymając się za ręce. Czuła jak prześwietla ją oczami, wchodzi w
najgłębsze zakamarki duszy. Nie! Wyszarpała szybko rękę, oddychając
głęboko. Świdrującym wzrokiem delikatnie dotknął potwora, ukrywającego
się w jej wnętrzu. Ogrodziła się niewidzialnym murem, mimo jego cichym
zapewnieniom, że nie ma się czego bać. Starała się szerokim łukiem
omijać bruneta, lecz on skutecznie o sobie przypominał, bacznym wzrokiem
wpatrując się w drobną, kobiecą sylwetkę pochyloną do przodu. Była
krucha jak szkło, co zdążył zauważyć już w chwili pojawienia się jej w
hali. Nie miał żadnej trudności w odczytaniu mieszanych uczuć do jego
osoby. Widział wewnętrzny przerażony wzrok blondynki, który dzwonił na
alarm. Nie chciała mieć przy sobie nikogo innego, tylko Jędrzeja.
Kocham Was, jeżeli mimo wszystko tu będziecie. Kolejny rozdział za X czasu, ale o wszystkim was poinformuję, tylko zostawcie na siebie namiary!