wtorek, 25 lutego 2014

Maskarada pierwsza

Wróciła. Po latach zapomnienia maszerowała po rodzinnym mieście. Zmieniona fizycznie i nie do końca psychicznie. Wszystkie wspomnienia uciekły, jak z tablicy startej gąbką. Pozostała nowa, czarna powierzchnia, na której znowu zaczną pojawiać się kształty, litery, plamy. Całkiem nowa Aniela. Już nie ta pewna siebie, dwudziestoletnia dziewczyna z oczami w kolorze burzliwego nieba i długimi blond włosami. Teraz ulicą szła całkiem inna wyniszczona kobieta, mająca za sobą dwadzieścia trzy wiosny, ciężkie przeżycia i brak wspomnień. Żadnych, bo pamięć potrafi zawodzić.
Kuliła się pod naciskiem ciekawskich spojrzeń, które kruszyły jej kości. Czuła się jeszcze gorzej niż przed przyjazdem tutaj. Wzięła głęboki oddech i wstrzymała powietrze. Starając się nie spoglądać po twarzach ludzi, szybkim krokiem przemierzyła kolejną uliczkę, ciągnąc za sobą walizkę z plastikowymi kółkami. Może dlatego tak bardzo zwracała na siebie uwagę. Nierównomierny stukot o kostkę brukową doprowadzał ją na skraj załamania nerwowego.  A gdy w oddali zobaczyła monumentalny budynek, w oczach pojawiły się łzy. Radości i niepewności za razem. Otarła je wierzchem dłoni, opanowując drżenie ciała. Była słaba, nadal słaba, ciągle - na zawsze. Wciągnęła walizkę po schodach i otworzyła ciężkie drzwi. Rozejrzała się niepewnie dookoła i ściągnęła z głowy białą czapkę. Po chwili zaczęła miętosić ją w dłoniach. Denerwowała się, bała. Minęło już tyle lat, a on może wcale jej nie pamięta. Zapomniał. Zepchnął na dalszy plan, bo w jego normalnym życiu już nie było dla niej miejsca. Ale ona cały czas tęskniła i pamiętała. Codziennie patrzyła na jego zdjęcie, upchnięte między złożonymi w kostkę ubraniami. Straciła wszystko, co było z nim związane. Pozostał tylko jeden obraz przemykający przez mgłę w jej świadomości. Obraz tego samego dnia trzy lata temu. A potem zniknęła bez śladu. Chwilę tylko trwała myśl o ucieczce, o poddaniu się. Co zrobi jak jej nie rozpozna? Jak przejdzie obok niej obojętnie i nie zaszczyci nawet spojrzeniem? Złapała desperacko za rączkę walizki, gotowa wybiec z budynku, nie oglądając się za siebie. I zatrzymała w sobie tę myśl, gdy w końcu korytarza usłyszała podniesione głosy. Zacisnęła zęby, powstrzymując ruch żołądka do gardła. Autentycznie kierował nią strach przed jego reakcją. Bo w jej dalekosiężnych planach wszystko miało być dobrze i marzenia miały się spełniać. Lecz lęk ją zabijał, godził w rozdrapane serce i nadszarpniętą duszę. Na ścianie ujrzała cień wysokich postaci. No tak, nie był sam. Bo dzisiaj był jego dzień. Moment października, w którym powinien być szczęśliwy i nie przejmować się niczym. Ujrzała jego brązową czuprynę i momentalnie w sztucznie stalowoszarych oczach zalśniły łzy. Wyprostowała się jak struna, patrząc na niego spod długich rzęs. Wydoroślał. Był zupełnie inny niż te trzy lata temu. Jednak nadal zafascynowany tym, co robił. Niedbale zasunął kurtkę pod samą szyję i obrócił w dłoniach telefon. Spojrzał na nią pustym wzrokiem. Tylko na chwilę, na jeden moment. Odwrócił głowę w drugą stronę i momentalnie przystanął, gdy usłyszał cichy szept z jej popękanych ust. Delikatny, prawie niesłyszalny. Taki wyjątkowy i skierowany tylko do niego. Wśród śmiechów i rozmów usłyszał jedno kluczowe słowo. Jego imię. Jędrzej. Koledzy popatrzyli na niego zdziwieni, gdy odwrócił się w jej stronę. Stał jak słup przed drzwiami tylko minutę, która trwała jak wieczność. Na przemian otwierał i zamykał usta, nie mogąc wydusić z siebie słowa i dokładnie lustrował jej bladą twarz.
- Anielka? - praktycznie niemy szept rozniósł się po holu.
Uśmiechnęła się do niego niepewnie, choć wewnątrz siebie skakała z radości. Poznał ją.  Jego Anielę. Utulaną od dzieciństwa, ukochaną. Wyciągnęła w jego stronę rękę, jakby z porcelany. Nie chwycił jej. Podszedł spokojnie do jej kruchego ciała i objął mocno ramionami, wtulając twarz we włosy. Rozpłakała się. Krokodyle łzy spływały po bladych policzkach i wtapiały się w materiał jego kurtki. Żadne słowa nie były w stanie oddać tego, co teraz działo się między nimi i w ich ciałach. Nie rozluźnił uścisku ani na chwilę, a ona trzymała się kurczowo kołnierza kurtki. Lata rozłąki i zapomnienia muszą być wyjątkowo uhonorowane. Odsunął się od niej delikatnie na wyciągnięcie ramion i otarł łzy z jej twarzy.
- Sprawiłaś mi najlepszy prezent na urodziny, siostrzyczko - uśmiechnął się i objął ją troskliwie.
Pierwszy raz od niepamiętnych czasów była szczęśliwa, a jej wewnętrzna czarna tablica powoli zapisywała się pojedynczymi słowami.

                                                                     *

Zamieszkała u niego, w przytulnym braterskim mieszkaniu. Zaraz po wejściu do jego królestwa, odebrał od niej walizkę, pomógł zdjąć płaszcz i zaprowadził do salonu, gdzie razem usiedli na kanapie. Minuty milczenia leciały nieubłaganie szybko i tylko ich rzeczywista obecność świadczyła o tym, że nadal są na tym świecie. Bała się jego dociekliwych pytań, którymi mógł rozbudzić jej koszmary. Miała ustalony zestaw, na które znała odpowiedź. Tylko na kilka. Zapomniała już jak to wspaniale mieć przy sobie bliską osobę. Przez te trzy lata powierniczką jej problemów i zmartwień była psycholog. Nie powinna stamtąd w ogóle wyjeżdżać, jeśli chciała żyć normalnie, lecz jedyne co pozostało w niej z tamtych lat to chęć zmian i upór osła.
- Anielka, co będziesz dzisiaj robiła? - zapytał idiotycznie, bo co mogła robić w mieście, którego ulic już nie pamiętała.
- Zostanę tutaj - uśmiechnęła się, opierając głowę o jego bark.
- Chłopaki chcą mnie wyciągnąć do klubu, bo wiesz... - westchnął głęboko, patrząc na profil jej twarzy. - A ja nie chcę Cię teraz zostawiać.
- Idź, baw się dobrze, nikt mnie tu nie zje - zaśmiała się cicho, bawiąc się guzikiem sweterka. - Dwudzieste drugie urodziny ma się raz w życiu, Jędruś.
Dał się namówić na wyjście z mieszkania. Z bolącym sercem zostawił ją w pustym domu w teoretycznie obcym mieście. Ona się tym nie przejmowała. Otworzyła drzwi do pustego pokoju, który brat już wcześniej wyznaczył jako jej sypialnię. Położyła walizkę na łóżku i niepewnie rozejrzała się dookoła. Nie mogła wzbudzać podejrzeń, choć chłopak w każdej chwili mógł zacząć wysnuwać zaniepokojone teorie, gdyby zachowywała się inaczej niż zwykle. Usiadła na krześle przed lustrem i wyszczotkowała poniszczone blond włosy. Chciała wyć z bezsilności, bo nie mogła nic zrobić z nową Anielą. Bała się samej siebie, swojej reakcji na zmiany i potwora, którego ukrywała głęboko w swojej duszy. Nie była tą dziewczyną, tą siostrą, którą wszyscy zapamiętali. Niektórzy szykowali już piękny wieniec na jej grób i zbierali pieniądze na czarne ubrania. Faktem jest to, że od trzech lat była już nieżyjącą dwudziestolatką, zgwałconą w lesie, pobitą i wywiezioną na koniec świata.

                                                                      *

- Anielka! - zawołał śpiewającym głosem, wchodząc do kuchni. Stała przy kuchence gazowej, mieszając jajka drewnianą łyżką na patelni. Wyłożyła wszystko na dwa talerze i postawiła na stół w akompaniamencie kolorowych kubków z herbatą. Szatyn usiadł przy stole i złapał za widelec. W trakcie przeżuwania czwartego a piątego kęsa jajecznicy z pełnymi ustami wydukał:
- Zabieram cię dzisiaj na trening, chłopaki chcą cię poznać.
Zrobiła to tylko dla niego, dla osoby, która w czasie jej pobytu w Bełchatowie wycierpi najwięcej. Mimo niechęci do osób trzecich, mimo panicznego lęku przed obcowaniem z ludźmi, mimo swojej aspołeczności, szła razem z Jędrkiem pustymi ulicami miasta. Trzymał ją pod ramię, co chwila zerkając na jej drobną postać. Gdyby którykolwiek z jego kolegów zachowałby się w stosunku do niej niemoralnie, gotów był zabić delikwenta na miejscu. I co z tego, że kilkanaście najbliższych lat spędziłby w więzieniu. Najważniejsze, że choć ten jeden, jedyny raz zapewnił jej bezpieczeństwo. Otworzył przed nią drzwi na halę, na której niektórzy z chłopaków już się rozciągali. Poczuła się jak intruz, gdy wzrok każdego z nich spoczął na jej kruchym ciele, nieprzyzwyczajonym do nadmiernego zainteresowania. Mogliby uznawać ją za wariatkę, ale nie ufała nikomu - nawet sobie.
- Chłopaki, to Anielka - uśmiechnął się, wypowiadając jej imię - Moja siostra.
W mgnieniu oka znaleźli się obok niej i posyłali radosne spojrzenia. Czuła się jak eksponat w muzeum, który każdy mógł prześwietlić wzrokiem i dostrzec jego wady.
- Zaraz, zaraz Jędrek - z tłumu wychylił się wysoki szatyn z komicznym uśmiechem - Jak długo miałeś zamiar ukrywać przed nami taki skarb? Dziewczyno, gdzie ty byłaś całe moje życie?
- Na pewno nie w Polsce - mruknęła - Nieważne.
Złapał ją za rękę i potrząsnął nią energicznie.
- Karol, do usług.
Maćkowiak mrugnął do niej okiem i pozostawił wśród nich na pastwę losu. Każdy dokładnie badał ją zaciekawionym wzrokiem. Miała ochotę zapaść się pod ziemię i powrócić dopiero wtedy, gdy Jędrzej ponownie pojawi się na płycie boiska. Poczuła się jeszcze bardziej nieswojo, gdy wśród całej gromady siatkarzy zobaczyła ciemne, błyszczące tęczówki. Wspomnienia z przeszłości wróciły, a ona jak najszybciej chciała stamtąd uciec. Nieświadomie wykonała krok do tyłu, wpadając na kogoś. Uczucie strachu i zdezorientowania wzrosło na miarę apogeum. Oczy zapiekły niemiłosiernie, chcąc ratować się nagłym potokiem łez.
- Hej! Co się dzieje?
Nadeszło zbawienie. Jędrek wrócił. Odetchnęła z ulgą, widząc jego spokojny uśmiech. W przypływie nowej siły z powrotem spojrzała na grupę siatkarzy, ale przed nią został tylko jeden z nich. Ten z brązowymi oczami i roztrzepanymi włosami. Przeciwstawiła się wewnętrznemu wybuchowi niepewności i delikatnie uścisnęła jego dłoń, wyciągniętą w jej stronę.
- Nicolas.
Stali razem na środku hali, cały czas trzymając się za ręce. Czuła jak prześwietla ją oczami, wchodzi w najgłębsze zakamarki duszy. Nie! Wyszarpała szybko rękę, oddychając głęboko. Świdrującym wzrokiem delikatnie dotknął potwora, ukrywającego się w jej wnętrzu. Ogrodziła się niewidzialnym murem, mimo jego cichym zapewnieniom, że nie ma się czego bać. Starała się szerokim łukiem omijać bruneta, lecz on skutecznie o sobie przypominał, bacznym wzrokiem wpatrując się w drobną, kobiecą sylwetkę pochyloną do przodu. Była krucha jak szkło, co zdążył zauważyć już w chwili pojawienia się jej w hali. Nie miał żadnej trudności w odczytaniu mieszanych uczuć do jego osoby. Widział wewnętrzny przerażony wzrok blondynki, który dzwonił na alarm. Nie chciała mieć przy sobie nikogo innego, tylko Jędrzeja. 




Kocham Was, jeżeli mimo wszystko tu będziecie. Kolejny rozdział za X czasu, ale o wszystkim was poinformuję, tylko zostawcie na siebie namiary!